Czyż może być bardziej wymowne, tudzież — wstrząsające, motto czasopisma? Gazeta pomyślana, jako pierwszy i niezrównany magazyn dla prawdziwych mężczyzn, tj. grupy czytelniczej, której istnienie zostało kompletnie pominięte na korzyść idiotów i chłystków, a która to przez wszystkie czasy kształtowała oblicze cywilizowanego świata i z obowiązku tego nigdy zwolniona nie została. Ona — mówiąc wprost — została cichcem eksterminowana niemal doszczętnie przez samozwańczą cywilizację matołów... Patronem tej znakomitej bibuły został – co widać nieuzbrojonym okiem – człowiek-figura, niepowstrzymany realizator marzeń o trwaniu rzeczy pięknych i wiecznych, Fitzcarraldo — ten, któremu śnił się Caruso w piekle peruwiańskiej dziczy.
To jest czytadło dla ambitnych i nienasyconych mężczyzn, którzy jeszcze nie przyjęli do wiadomości, że wszystko stracone, że sprawy mają się źle, i że ogród i tak zadepczą barbarzyńcy. Dla mężczyzn, którzy mimo wszystko, pragną i potrzebują – myśleć o przyszłości, tworzyć rzeczy piękne i potrzebne, wielbić kobiety i niewzruszenie trwać przy imponderabiliach. Bowiem – nim się w końcu okaże, że wszystko przepadło, w międzyczasie zdążą zrobić coś, co uczyni życie nasze i naszych potomnych procesem znośnym, a może i szczęsnym...
O czym był ten cudowny film? To była tak zwana introspekcja, czyli podróż mężczyzn do wnętrza siebie...
Arcydzieło czasów wszelkiego wzrostu i wszechobecnej chęci do życia oraz bajeczna plastyka Heinza Edelmanna pod dyrekcją Georgea Dunninga, wywołały euforię wolnych ludzi — również i tych, którzy do wolności poczuwali się za drzwiami „najweselszego baraku w obozie”. I oto minęło niemal pół wieku, przeklęte SINIAKI wróciły i mają się świetnie. Każde pokolenie ma obowiązek pędzić swołocz do wapna, ale kto to zrobi za tej generacji — jak słowo daję, nie mam bladego pojęcia — do tego trzeba mieć wyobraźnię i charakter.