acojapacze

Połknij to słowo

delacroixZanik języka w gębie i piśmie to najkrótsza droga do cofnięcia się w rozwoju. Przez wieki bywało z tym na naszej ziemi rozmaicie, ale jedno jest pewne – dobrze to już było. Przez całe lata towarzyszyło mi (tudzież moim rówieśnikom) przekonanie, że wszelka ułomność na wspomnianym polu to prawdziwe nieszczęście. Inna sprawa, że biegle czytałem w wieku lat 3, a pisanie było już tylko prostą konsekwencją tej sprawności.
Byłem regularnie zachęcany przez pasażerów ciasnej komunikacji, do głośnego odczytywania wszystkiego przepływającego za oknem, ale przede wszystkim – do dekodowania nagłówków gazet, co czyniłem z przyjemnością i sprawnością większą, niż niejeden ówczesny „przemieniony kołodziej” zapieprzający przeciwko imperialistom w ramach planu 6-letniego. Donośne zaprezentowanie pasażerom, np. fragmentu referatu tow. Bułganina, nie pozostawiało cienia wątpliwości, że szczeniak jest nadzwyczajny, no bo kto w końcu chciałby dyskutować z 3-letnim gówniarzem o tow. Bułganinie. Dzisiaj, polski ozór, to giętkie mięsko, służy wyłącznie do mlaskania, a bywa że jest zaplombowane, zakolczykowane, zaklipsowane, zanitowane (niepotrzebne skreślić) dla „podkreślenia urody” i wtedy nawet mlaskanie nie wchodzi w rachubę. Jest jednakowoż pewne, że ten organ zanika, jako zbędny lechistańskiemu tubylcowi. Takiej nawałnicy wtórnego analfabetyzmu nie marzyli się osiągnąć nawet Stalin z Hitlerem do spółki z Bismarckiem i Mikołajem. Polski narodek DOBROWOLNIE poddał się amputacji polskości – tuman wszechogarniającej ciemnoty spowił nasz cały, zelektronizowany przez talmudyczną piątą kolumnę, zasrany żywocik, w którym jest miejsce wyłącznie na „przewidzianych odgórnie” – och, i to jeszcze jak odgórnie – mniej więcej z wysokości góry Synaj (2285 m). Nasz ukochany Giewont ma ledwie 1894 m + 15 metrów żelaznego krzyża – to razem 1909, ciągle mało. Co prawda, mamy jeszcze pod nim stado rycerzy, ale śpiących. Pod Synajem żaden góral nie śpi, wręcz przeciwnie – wszyscy nadzwyczaj aktywni. Od kiedy? Aż się prosi cytacik z Ulubionego Cesarza: Polacy, czterdzieści wieków na was paczy.
Tak, paczy, i ja tyż pacze. A co ja pacze? Ja pacze wymiotnie. Ja pacze, jak Konstanty Ildefons w zwrotce: Patrz Kościuszko na nas z nieba! / Raz Polak skandował / I popatrzył nań Kościuszko / I się zwymiotował. Ja wiem, że już żaden Paderewski nie ufunduje żadnego pomnika, a zwłaszcza z napisem „praojcom na chwałę, braciom na otuchę”. Jeszcze z tymi praojcami by przeszło, ale co do tych „braci”, to niech ich Bozia ma w opiece, bo ja ani myślę. W młodości nadstawiłem łba i wkrótce wielką cenę zapłaciłem wraz z rodziną za taki właśnie poroniony pomysł. Gdybym dzisiaj tylko mógł, to bym Franka Zappę uprosił o jakiś żygawiczny kawałek, WAM, drodzy BRACIA dedykowany i – myślę – ten bystry Franek Motyka nie dałby się długo prosić, on był bardzo kumaty. To tyle, jeśli chodzi o powinszowania dla większości rodaków. Niczego nie uszanowaliście, nawet tych smętnych resztek niedojedzonych przez międzynarodówkę golemów. Jeszcze niedawno – w co może trudno uwierzyć – pomimo dekad permanentnej hekatomby, jeszcze na początku tzw. „transformacji”, byli prawdziwi ludzie zdolni pokierować nawą, ale WY woleliście „przewidzianych odgórnie”, no to i stało się, co stać się musiało.
A Francuzy? O nich proszę się nie martwić, oni zawsze mają coś pod ręką – jak nie minuskułę karolińską, to noc św. Bartłomieja, lipcową rewoltę (acojapacze powyżej na szkic do tego), majowych studentów, albo jakieś prêt-à-porter czy inne Chanel-Cinq i zawsze wyjdą na swoje, a świat jeszcze zniesie jajco z podziwu. Od Francuzów to się raczej osłaniajcie ze wstydu po tym, jak się rozniosło, że zapłonęła historyczna centrala rozebranej Ojczyzny, gościniec Czartoryskich, świątynia „dumania na paryskim bruku”, miejsce spotkań różnych Mickiewiczów skąd mogli chociaż lornetować, jak to „dzięcielina pała”... słowem – zajarał się hôtel Lambert, którego Polska nie chciała wykupić, mimo kolejnych ofert za psie pieniądze. I to jest właśnie wielki sukces górali spod Synaju, wy krajowe zombiaki. (cdn.)

   

Krzysztof cytuje Zbyszka – najnowsza historia warszawskich Polaków

Co my tu mamy? Mamy historię tubylczego narodu z pierwszej ręki, a podaną tak, że się czyta przy śniadaniu z dolewką kawy na ślepo. Czytam, i nie mogę się nadziwić, że też kiedyś byłem prawdziwym murzynem z peerelu. Ale poglądy miałem jak inni porządni ludzie, a istotą mojego typograficznego wyczynu długości kilkudziesięciu metrów wspomnianego w Rzepie, był komunikat – jak chyba w każdym przeżytym wydarzeniu.

krzysiek i zbyszek
teatr wielu wydarzeń – z lewej św. Klemens, z prawej „ósemka”, pedeciak, wenecja, w-z i nasze domy – widok z Kercelaka
krzysiek i zbyszek
)))

W międzyczasie dowiedzione

Porzuć nadzieję, że cię oszczędzę, studencki żurnalisto ze statystyczno-politechnicznej gazetki. To ty, posrany neofito-kosmito, wypaczyłeś ojczysty język i dziś zadajesz szyku przed skretyniałą publiką, a ja wciąż pacze i kwicze. Gówno wiesz o polszczyźnie i o nas, oczytanych chłopakach, którym stawiano piątki za samo pokazanie się na polskim.